wtorek, 25 sierpnia 2015

Kocia centrala

Tak, tym mianem możnaby określić nasz dom. Schodzą się u nas koty z całego sąsiedztwa. Nic więc dziwnego, że kiedy przybył tu nowy kot, natychmiast znalazł się pod naszym łóżkiem. Właściwie najpierw był na łóżku, obudził G. miauknięciem a potem uciekł wystraszony.
Kiedy wróciłam tego dnia do domu, kot spał zwinięty w kłebek pod łóżkiem, ale chętnie spod niego wyszedł, dał się pogłaskać, mruczał i wystawiał brzuch. Możecie się domyśleć, że radość z tej wizyty była tylko nasza, ludzka. Shiva była wściekła a Pieróg z nieufnością obserwował przybysza.
Kot zamieszkał pod łóżkiem, dostał miseczkę z wodą, chadzał do kuchni się najeść i wracał migiem na swoje miejsce. Zastanawialiśmy się już kiedy zabrać go do weterynarza, sprawdzić czy ma czip itp, gdy sąsiadka wytłumaczyła mi kim jest nasz gość. Okazało się, że dzieci innej sąsiadki chwaliły się kotem, a potem już tylko, że "kot uciekł". Żal było zwierzaka, widać był zestresowany, ale musieliśmy powiadomić właścicieli. Nie było to łatwe, ale w końcu udało nam się porozmawiać z sąsiadką A.
Oto historia "naszego" Gatinho (tak go roboczo nazywałam): jako kociak trafił do domu byłego męża A., miał też brata, ale nie wiemy co się z nim stało. Gatihno nigdy nie był u weterynarza, nie jest kastrowany, zdarzało mu się znaczyć teren i nazywano go Maligno (coś jakby wcielenie zła...). Zmęczony tymi "złośliwościami" kota, facet chciał się go pozbyć. Na to dzieci nie chciały się zgodzić i bez wiedzy matki przywiozły kota do niej. A. prowadzi bar, rzadko jest w domu i nie za bardzo widziała się w roli opiekunki Gatihno, ale kiedy zobaczyła jaki jest wystraszony i miziasty uznała, że musi zostać u nich w domu. Dzieci zmieniły mu imię na Nick,
Kot przy pierwszej okazji (czytaj, kiedy dziewczynki wyniosły go na dwór, żeby się pochwalić) czmychnął i tak wylądował pod naszym łóżkiem.
A zapytała nawet czy nie chcielibyśmy go adoptować, ale z żalem musieliśmy odmówić. Wystarczająco już nas martwi wizja przeprowadzki z trzema kotami (w tym jednym niedotykalskim). Tak czy siak, powiedzieliśmy, że jeśli Nick dobrze się u nas czuje, to niech sobie pobędzie. Niestety, którejś nocy Nick dostał straszne baty od jakiegoś kota. Nie wiemy czy od Shivy czy od któregoś z naszych, ale na pewno był to kot - Nick miał w głowie wbity pazur! Dostał również pazurem w oko tak, że G. myślał, że w ogóle stracił oko. Później okazało się, że to "tylko" silna opuchlizna. Pojechałam razem z A. do naszego weterynarza, namówiłam ją na jak najszybszą kastrację... Od tamtego wypadku minęło parę tygodni. Nick już nie śpi pod łóżkiem, ale codziennie przychodzi się najeść i napić. Sąsiadów prawie nie ma w domu, kot spędza dnie na dworze. Strasznie nam go żal, ale z drugiej strony nie chce u nas dłużej posiedzieć, więc chyba tak źle mu nie jest. I nie oszukujmy się, Jackie też długo w domu miejsca nie zagrzeje...
A oto i Nick, prawda, że słodziak z niego?


środa, 11 marca 2015

Narzeczony

Shiva od jakiegoś czasu ma narzeczonego. No, dobra, narzeczonym nazywamy go my, Shiva pewnie ma inne zdanie bo albo go goni albo daje mu po łbie. Już mówię kto to taki i skąd się wziął. Nazywa się Garfield i jest rocznym kociakiem sąsiadów. Na szczęście tydzień temu został wykastrowany, ale zanim to się stało poznał Shivę i zakochał się po uszy. Biegał od okna do drzwi śwpiewając jej serenady a później wyjąc z rozpaczy, że oto jego ukochana nie chce go widzieć. Shiva chowała się przed nim gdzie mogła a ponieważ on nie dawał za wygraną, teraz najwyraźniej ma mu za złe. Wystarczy, że pojawi się na horyzoncie a Shiva biegnie do niego, i wcale nie po to, żeby rzucić mu się na szyję, tylko żeby dać mu w łeb. Taka mało romantyczna ta moja (ko)córka.
Pokażę Wam jaki piękniś z tego Garfielda, nie wiem czemu Shiva tak go nie lubi. Widać gówniarz jeszcze z niego :P






niedziela, 11 stycznia 2015

Nowi sąsiedzi

Jak już pewnie widzieliście, mamy nowych sąsiadów. Cztery buldogi francuskie, dwa koty i, zdaje się, dwóch człowieków. Wprowadzili się parę miesiecy temu do domu naprzeciw i zajmują dwupoziomowe mieszkanie, z dwoma tarasami. Na górnym tarasie praktycznie codziennie zamkniete są psy. Czasem jest z nimi rudy kot perski, który skacząc z tarasu na murek, z murku na dach, z dachu na murek, z murku na schody wychodzi sobie na samotne spacery po okolicy. Psy szczekaja, czasem sie atakują a właściciele nie reagują i wygląda na to jakby ich przez większość czasu nie było. Rudy pers, którego roboczo nazywamy Brzydalem po praz pierwszy przeszedł do nas kilka tygodni po przeprowadzce. Zdążył się poznać z Jackiem (auć), z Shivą (też auć) i z Pierogiem (mauuuuuuuuuu). Nikomu nie przypadł do gustu. Nie chcieliśmy go wpuszczać, żeby nie przyzwyczaił się, że może sobie do nas wpadać na jedzenie kiedy chce - Jackie strasznie się denerwuje, Pieróg i Shiva też nie są zadowoleni a my już paru nocy nie przespaliśmu przez kocie rozmowy.
Wczoraj psy, jak zwykle były zamknięte na górnym tarasie, a na dolnym, też zamknięty, chodził drugi z kotów. Mijały godziny, po południu Shiva wypatrzyła Brzydala na trawniku przed naszym domem. Nastał wieczór, u sąsiadów nadal ciemno, zwierzaki pozamykane na tarasach... Szlag mnie trafił i postanowiliśmy napisać notkę do tych ludzi, żeby się opamiętali i żeby nie było z tego żadnej tragedii (treść notki znajdziecie na facebooku). Kartkę, razem z miseczką jedzenia zaniosłam ludziom pod drzwi. Brzydal miseczki nie znalazł i parę godzin później pojawił się na naszym tarasie. Zamknęliśmu okno, a on wskoczył na krzesło i zasnął... W końcu nie wytrzymaliśmy. G. wyszedł go pogłaskać i wiecie co? Brzydal zaczął mruczeć, ocierać się, ugniatać poduszkę... Przyjrzałam mu się wtedy dokłaniej, brudny był na pyszczku, widać, że coś mu pociekło z oka. Chciałam mu wytrzeć oczka specjalną chusteczką, ale wystraszył się i zaczął zwiewać. Złapałam go i wtedy wyczułam, że chyba nikt go nigdy nie czesał bo miał zdredowane futerko. Nie znam się nie persach, ale te koty wymagają chyba dużo więcej uwagi, jeśli chodzi o pielęgniację, niż dachowce.  Jemu chyba nie poświęcają tyle uwagi, ile potrzebuje. Strasznie nam się zrobiło żal tego Brzydala...


Nie wiem czy nasza notka zadziałała, ale dzisiaj psy były na tarasie tylko przez jakiś czas i miały wtedy otwarte okno. Brzydal jak dotąd się nie pojawił i miejmy nadzieję, że dziś będzie spał smacznie na własnej kanapie i z własnym człowiekiem...